wtorek, 23 marca 2010

budowaliśmy je z piasku i nazywaliśmy domami

Domy… Dlaczego tak o nich mówiliśmy? Przypomniały raczej labirynty, ale nie odbieraliśmy ich w ten sposób. Może tak rozumieliśmy słowo "dom". Jako coś co tworzy się razem. Z niczego. 

Budowaliśmy je wspólnie, ale nie przypominam sobie, by później komukolwiek chciało się w nich bawić. Ich sens sprowadzał się do wolnej przestrzeni pracowicie wypełnianej ścianami z mokrego piasku. Bo domy składały się z niskich ścian i wejścia. Zawsze było tylko jedno wejście. Jeden wyłom w murze, jedna przerwa w ciągłości. To od wejścia zaczynaliśmy budowę domu, a właściwie to nie od niego, a od deszczu. 

Bo na początku musiał być deszcz. Nasze domy budowaliśmy z piasku, ale one rodziły się z deszczu. Budowaliśmy je przez wiele godzin. Niskie i rozłożyste. Długie korytarze łączące niewielkie pomieszczenia, w których nigdy nie zagnieździło się życie. Nawet to udawane. Nie było w nich lalek udających ludzi, ani lalek udających lalki, ani maszyn udających, że mają dusze. Bo te domy nie miały w sobie nic żywego, nawet jeśli czasem staraliśmy się upiększyć je kwiatami bądź liśćmi. Wszystko co żywe było w nich intruzem. My też. 

Do domów pasowała tylko woda. I kamienie. Czasami gdzieś w ich zakamarkach pojawiały się tajemnicze obiekty, stawiane z dziecięcą precyzją obłe prostopadłościany mogące być zarówno stołem, jak i ławą lub kufrem czarnoksiężnika. Nikt nie starał się zgadnąć do czego miałyby posłużyć. Były. Tak po prostu. Jak same domy. 

Budowaliśmy je zapamiętale i zostawialiśmy bez żalu. Świat form bez bohaterów, nigdy nie opowiedzianej anegdoty. Opuszczony labirynt dziecięcej wyobraźni.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz